top of page
Dawno, dawno temu, w głębokim gęstym w lesie rosła sobie mała choinka. Słońce ją przyjemnie ogrzewało, niewidzialny wiatr tańczył wśród gałęzi, a po niebie pływały sobie chmurki. Raz białe i pogodne, a innym razem ciemne i płaczliwe. Dookoła rosło wiele innych drzew, niektóre już bardzo wysokie i wspaniałe, inne trochę mniejsze. No i ptaki lubiły urządzać tu sobie koncerty, na które mógł przyjść każdy i o dowolnej porze.
Pewnego razu do lasu przyjechali drwale i ścięli kilka drzew, tych najwyższych i najwspanialszych. Załadowali je na wozy i wywieźli. Choinka była bardzo ciekawa dokąd. Zapytała więc bociana, bo on bywał tu i tam i niejedno widział.
Bocian pokiwał głową i odpowiedział:
- Kiedy leciałem z Egiptu przez morze, widziałem wiele nowych okrętów, a na nich wysokie, wspaniałe maszty. Pachniały sosną. Wydaje mi się, że to były one. Pozdrawiałem je, ale były zbyt dumne, żeby mi odpowiedzieć.
Choinka była zachwycona tym, co usłyszała.
- Może i ja, gdy dorosnę, będę pływać po morzu- pomyślała - Ale co to właściwie jest, morze? Jak ono wygląda?
Bocian opowiedział jej o morzu, a ona próbowała sobie to wszystko wyobrazić. Już widziała jak łapie w żagle wiatr i sunie wśród spienionych fal albo dryfuje po nieskończonym błękicie.
Tak się rozmarzyła, że przegapiła pierwsze przymrozki. Bociany odleciały za morze i spadł śnieg. Wtedy znów do lasu przyjechali drwale i ścięli kilka drzewek, tym razem dużo mniejszych.- Są tylko niewiele większe ode mnie - pomyślała choinka - ciekawe dokąd pojechały...- My wiemy - odezwały się wróble. One co prawda nie bywały tak tu i tam tak jak bocian, ale za to lubiły zaglądać w okna i plotkować.- Zabrano je do domów. Tam każde drzewko traktowane jest po królewsku – ćwierkały wróble jeden przez drugiego - stoi w najważniejszym pokoju, a ludzie rozwieszają na nim różne kolorowe drobiazgi i zaświecają lampki. Wszyscy je podziwiają.Najstarsze drzewa, które znały się na wielu sprawach, zgodziły się z tym co mówiły wróble.- To dla ludzi czas świętowania - opowiadały - kiedy wszyscy zakładają najlepsze ubrania, pieką makowce, wręczają sobie nawzajem prezenty i śpiewają kolędy.Mała choinka zapomniała o morzu i od tego czasu nie marzyła już o niczym innym tylko o tym, żeby znaleźć się w domu i świętować.
Za każdym razem, kiedy przejeżdżały obok sanie, wołała:- Mnie wybierzcie! Jestem już duża! - i prostowała się, żeby wyglądać jak dostojniej. Mimo to nikt nie wybierał choinki. Zamiast tego ścinano otaczające ją drzewka, jedno po drugim, aż wreszcie została zupełnie sama po środku dużej polany.Trochę jej było samotnie, ale za to znalazła się w pełnym słońcu, a słońce rzucało na nią swe promienie ze wszystkich stron. Dlatego też choinka rosła, rosła i rosła.Następnego roku zimą, jak zwykle przyjechały do lasu zaprzężone w konie sanie. W saniach jechała cała rodzina: mama, tata, chłopiec i dziewczynka. Przejeżdżali przez polanę i już prawie minęli choinkę, kiedy nagle mama odwróciła się i zawołała:- Spójrzcie na tą, o tam, co stoi całkiem sama.A ona aż zadrżała z radości. Tata zawrócił sanie i wszyscy wyskoczyli na śnieg, żeby z bliska przyjrzeć się drzewku.- Ale ma sprężyste gałęzie – zauważył chłopiec- I jest pięknie zielona – dodała dziewczynka- Ani za wysoka, ani za niska - ocenił tata - dla nas w sam raz. Ściął drzewko ostrą siekierką, umocował na saniach i odjechali.
Już się ściemniało, kiedy sanie zajechały przed góralską chatę. Przed dom wyszli babcia z dziadkiem i natychmiast zaczęli zachwycać się przywiezioną z lasu choinką.
- Ale piękne drzewko! Wysokie i rozłożyste. Pięknie pachnie!
- Ojej! - zakrzyknęła choinka – jak wspaniale mnie tu witają.
Babcia z dziadkiem byli bardzo mili, zdjęli drzewko z sań, umieścili je w wiaderku ze świeżą ziemią i ustawili w pokoju z kominkiem.
Kominek jednak był zgaszony. Wkrótce pogasły też wszystkie latarnie i nastał zupełny mrok. Choinka nie była do tego przyzwyczajona. W lesie miała nad sobą rozgwieżdżone niebo, a tutaj przez niewielką szybę w oknie mogła zobaczyć tylko kilka gwiazd. Za to jedna z nich świeciła mocniej i jaśniej niż wszystkie, które choinka kiedykolwiek widziała.
Następnego dnia, obudziły ją jakieś hałasy. Z sieni dobiegły głosy, śmiechy i powitania, a potem zrobiło się zamieszanie. Ktoś przewrócił wiaderko na drwa, psy biegały w kółko i szczekały, a przestraszony kot wskoczył na parapet. Do pokoju wbiegła cała gromada dzieci, a za nimi weszli rodzice i babcia z dziadkiem. Każdy przyniósł kartonowe pudełko, z którego wyciągał przeróżne kolorowe drobiazgi. Tak jak mówiły wróble, dzieci i dorośli ozdobili nimi wszystkie gałęzie choinki, po sam czubek. Były tam szklane bombki i drewniane figurki, malowane ptaszki, aniołki, bałwanki, serca z piernika i słomiane łańcuszki. Na koniec dziadek wziął na ręce swojego wnuczka i podniósł go wysoko do góry, a chłopiec umieścił na samym szczycie choinki wielką gwiazdę z kolorowego papieru. Kiedy zapalono na niej lampki, aż zamarła ze wzruszenia. Jeszcze nigdy tak pięknie nie wyglądała!
Tej nocy, chociaż wszystkie dzieci już spały, choinka długo nie mogła zasnąć. Najpierw do pokoju wślizgnęli się dorośli, chodzili na palcach i coś między sobą szeptali. Ułożyli pod choinką papierowe zawiniątka przewiązane kolorowymi wstążkami, a na gałązkach powiesili tyle cukierków, że się aż uginały pod ich ciężarem. Jak tylko wyszli dorośli, w kominku rozległy się przedziwne hałasy. Jednak mrok zapanował tak gęsty, że nie pozwolił choince już niczego więcej zobaczyć.Bardzo wcześnie rano do pokoju wbiegły dzieci, robiąc znacznie więcej hałasu niż poprzedniej nocy dorośli:- Hurra! Prezenty! - wykrzykiwałyZaczęły zrywać z gałązek cukierki i rozpakowywać kolorowe zawiniątka. Czego tam nie było... Misie w spodenkach na szelkach przyglądały się ciekawie całej oranżerii, wystruganych z drewna zwierzątek. Szmaciane lalki, które miały warkocze z włóczki i haftowane sukienki piły herbatkę z maciupeńkich filiżanek. Drewniane wózki z wielkimi kołami przewoziły całą górę klocków na plac budowy, a wysoka wieża była już zbudowana do połowy. Prawdziwy pociąg odjechał z peronu pierwszego, wóz strażacki pędził na sygnale w kierunku kominka, a potem... mama zawołała wszystkich na śniadanie.Po południu, dzieci siedziały przy choince na dywanie, razem ze swoimi lalkami i misiami oczywiście, a babcia bujała się w dużym fotelu na biegunach i opowiadała im bajkę. Dziadek palił fajkę, pies drzemał na pantoflach, a kot leżał zwinięty w kłębek przy kominku. Choinka słuchała bajki z zapartym tchem i była bardzo, bardzo szczęśliwa.
Minęło kilka dni. Papierowa gwiazda na czubku się przekrzywiła, na gałązkach nie został ani jeden cukierek. Mimo to choinka stała nadal starannie wyprostowana w pokoju z kominkiem. Trochę jej się już nudziło, więc patrzyła sobie przez okno. Zobaczyła, jak dzieci wdrapują się na sanie i gdzieś odjeżdżają.
- Pewnie jak wrócą, podleją mnie chłodną, świeżą wodą - pomyślała - a potem ozdobią jeszcze raz i powieszą nowe cukierki na gałązkach.
Wtedy do pokoju weszła mama. Zamiast powiesić nowe cukierki, zdjęła z choinki wszystkie ozdoby i włożyła je z powrotem do pudełek. Tata, zamiast podlać ją chłodną wodą, wyjął choinkę z wiaderka, a potem potrząsnął nią tak mocno, że cała masa igiełek posypała się na podłogę.
Trochę ją zdziwiło to zachowanie. Czyżby się na nią gniewali? A może tata zabiera ją w jeszcze piękniejsze miejsce, pomyślała z nową nadzieją.
Tymczasem tata wyniósł choinkę z pokoju i zabrał na kręte, wąskie schodki, a nimi w górę. Na samej górze znajdowały się nieduże drzwiczki, przez które wrzucił choinkę do środka.- Ojej! Jak tu ciemno! - krzyknęło przestraszone drzewko.- Co ja takiego zrobiłam, żeby zasłużyć na to traktowanie?W małym, zimnym pokoju było tylko jedno malutkie okienko, w suficie. Chociaż malutkie, to wystarczyło, żeby przez nie zaświeciła teraz najjaśniejsza z gwiazd. Od razu zrobiło się jaśniej i drzewko poczuło się trochę mniej samotnie.- Teraz na świecie jest zima - pomyślała choinka i zaczęła wspominać - ziemię i drzewa przykrywa puchowa pierzyna. Przypomniała sobie zajączka, który czasem przybiegał ją odwiedzić.- Ile bym dała, żeby mnie teraz odwiedził - westchnęła choinka.W tej chwili coś pisnęło w kącie i wyskoczyła z niego mała myszka, a za nią druga i obie zaczęły obwąchiwać drzewko.- Skąd się tu wzięłaś. Co potrafisz? - pytały myszki, bo były bardzo ciekawskie. Opowiedz nam o najpiękniejszym miejscu na świecie. Byłaś tam?Choinka bardzo ucieszyła się, że ma towarzystwo i opowiedziała myszkom o lesie i o morzu, o zimie, saniach z dzwoneczkami, kolorowych lampkach i najjaśniejszej z gwiazd. A na koniec opowiedziała im bajkę, którą usłyszała od babci tamtego szczęśliwego popołudnia.- O, jak pięknie opowiadasz, choinko! A ile ty widziałaś! - myszki były zachwycone i w zamian opowiedziały choince o spiżarni, w której leżą na półkach sery, a spod sufitu zwisają szynki i gdzie się wchodzi chudym, a wychodzi grubym. Było to bardzo zabawne.Choinka pozwoliła im ogrzać się w jej gałęziach.- To bardzo miło z twojej strony - oświadczyły myszki i zostały z nią cała noc, śpiewając cichutko piosenki. Żeby jej nie było smutno.Kiedy na schodach rozległy się ciężkie kroki, myszki czmychnęły spowrotem do kąta.- Żegnaj, przyjaciółko! Pamiętaj o nas, a my będziemy pamiętać o tobie - po czym zniknęły w szczelinie pod murkiem.Drzwi się otworzyły i na strych wszedł tata w wełnianej czapce, grubym kożuchu i z ostrą siekierką.
Kiedy choinka ponownie znalazła się w pokoju z kominkiem, czuła się zupełnie inaczej niż przedtem. Nie miała igiełek i składała się z wielu małych kawałków.Na fotelach przy kominku siedzieli babcia z dziadkiem.- To oni tak ładnie mnie tu przywitali pierwszego dnia - przypomniała sobie choinka - i zaopiekowali się mną.Teraz siedzieli blisko ognia i wyciągali przed siebie ręce, próbując je ogrzać. Kawałek po kawałku choinka wpadała do kominka, a wtedy ogień palił się mocniej i mocniej.- To dopiero piękne zadanie - pomyślała - rozgrzewać czyjeś zmarznięte ręce! Z tą myślą zapaliła jeszcze goręcej, a ogień strzelał i trzaskał, jakby wybuchał śmiechem.Przez kilka następnych dni, każdego wieczoru choinka ożywała w ten niezwykły sposób. Wreszcie nie pozostało po niej nic, poza popiołem na dnie kominka.Babcia bardzo staranie go wymiotła, uważając, żeby nie zostawić ani odrobinki. Po czym wsypała ostrożnie do bawełnianego woreczka. Tam popiół przespał smacznie całą zimę.
Na wiosnę, kiedy bociany wróciły zza morza, babcia z dziadkiem sięgnęli po bawełniany woreczek. Wysypali trochę popiołu pod owocowe drzewka w sadzie, a resztę rozsypali po polu i dokładnie wymieszali z ziemią.
Przelotne deszcze, na zmianę z ciepłym słońcem dobrze zatroszczyły się o ten popiół. Wkrótce tu i tam i naokoło zaczęły przebijać się przez ziemię nieduże zielone pędy. Mała choinka znów uśmiechnęła się do świata, tym razem tysiącem małych uśmiechów.
- Kiedyś rosłam samotnie w lesie - myślała sobie - potem poznałam światło lamp i śpiew ludzi, a w chwili największej samotności przygarnęły mnie małe myszki. Dawałam światło i ciepło, a teraz... jestem wszędzie.
bottom of page