top of page

Gabinet bajek

Zaktualizowano: 27 sty

Rozmowa z Mileną Ryznar Żak





Dzisiaj gościmy w bardzo przyjemnym gabinecie. Takim, w którym mieszkają obrazki, zabawki, zamki z piasku i oczywiście bajki. Popijamy cappuccino i herbatę malinową, a na deser jest szarlotka.


Zapraszam na pierwsze w tym roku spotkanie z cyklu


Stoliczku nakryj się


Spotykamy się w nim na wirtualnej kawie z barwnymi postaciami. Ludźmi, którzy tworzą Coś z przypadkowych elementów lub wręcz z niczego. Za pomocą słów, pędzla, aparatu fotograficznego, nożyczek... Wachlarz narzędzi, podobnie jak ludzka wyobraźnia, jest nieograniczony. Podczas rozmowy nasz stolik zapełni się myślami, inspiracjami, obrazami, sekretami, odkryciami. Zapraszam na małą ucztę dla duszy. Mamy wolne miejsce, przysiądź się.


Małgosia: Gdzie słoniowi rosną skrzydła i dokąd można odlecieć słuchając Twoich bajek?

Milena: Ktoś mi podsunął, że słonie latają machając uszami, mój słoń jednak w istocie jest słoniem skrzydlatym. Tak został opowiedziany wiele lat temu. Jego skrzydła rosną po bokach. Sporo myślałam, jak moje najstarsze dziecko ma ułożyć nogi na tym słoniu, żeby zmieścić się razem z młodszym rodzeństwem, ale udało się. Skrzydlate słonie latają do grodu królików, bo tak razem ze wspomnianym starszym synem wymyśliliśmy, gdy był przedszkolakiem. W moich bajkach odlecieć można wszędzie, gdzie zaprowadzi nas wyobraźnia.


Ma: Co daje takie bujanie w obłokach?

Mi: Fantazja daje nam możliwość przeżywania różnych sytuacji w wyobraźni, poszerza nasze doświadczenie. Wychodzi poza to, co bezpośrednio dostępne. Myśląc o jej psychologicznej funkcji dostarcza zastępczej gratyfikacji, gdy ta nie jest możliwa w realności. Możemy oswajać obiekty budzące lęk, przećwiczyć w wyobraźni radzenie sobie w różnych okolicznościach. Fantazjowanie jest niezwykle ważne szczególnie dla dzieci i wspaniale pokazuje się w procesie zabawy.


Ma: Czym jest bajkoterapia? Jakie jest zadanie bajki terapeutycznej?

Mi: Jak nazwa wskazuje jest to wykorzystanie bajki w terapii. Najczęściej bohater znajduje się w trudnej sytuacji, przeżywa lęk. Rozwój wydarzeń i wspierające postaci pomagają mu sobie z tym lękiem poradzić. Część bajek terapeutycznych rozgrywa się w tej właśnie poznawczo-behawioralnej warstwie, czyli związanej z myśleniem, sposobami radzenia, oswajaniem lęku. Ponieważ jako psychoterapeutka pracuję psychodynamicznie – jest to nurt wywodzący się z psychoanalizy- tworząc bajki i opowieści zanurzam się w ich głębszej warstwie. Bardzo inspirują mnie tu psychonalityczne opracowania Bettelheima oraz Ericksonowska praca z metaforą. Konflikt wewnętrzny dziecka dla którego piszę przedstawiony jest metaforycznie a różne elementy jego świata wewnętrznego składają się na postaci i obiekty pojawiające się w opowieści. Językiem staram się dostarczać wyobraźni słuchacza różnorodnych bodźców sensorycznych, by powstający w ich głowach obraz był bogaty wieloma zmysłami i tym głębiej oddziaływał.


Ma: Jak sądzisz dlaczego baśnie mają moc?

Mi: Ludzie od wieków posługują się opowieściami, opracowując lęk oraz ważne konflikty związane z dorastaniem i przekazując wskazówki z pokolenia na pokolenie. Ty jesteś tu ekspertką, bo opracowujesz w formie audio różne baśni tradycyjne. O tradycyjnych baśniach i ich znaczeniach fascynująco pisze Bettelheim w „Cudowne i pożyteczne”. Sięgając do cytatu „W baśni procesy wewnętrzne zostają przedstawione jako zewnętrzne (eksternalizacja): wyrażone są za pomocą zdarzeń i postaci; w ten sposób łatwiej można je zrozumieć.” Bardzo podobnie postępuje dziecko w zabawie, ustawiając figurki czy samochodziki, które nierzadko walczą lub muszą pokonać jakąś przeszkodę. W piaskownicy też dzieje się bardzo dużo. Obserwując dziecięce zabawy nierzadko mam skojarzenia ze sztuką teatralną i sztuką w ogóle. Dylematy egzystencjalne, archetypy, konflikty wewnętrzne...

Wracając do baśni, figury z bajek i baśni to często części tego samego bohatera lub znaczących dla niego osób. Przyjaciel wspierający dziecko w opowieści, to często jego własna wspierająca część, a baśniowa zła macocha to zła część dobrej mamy, na którą dziecko się złości.


Ma: Wieczorne Opowieści Mojej Mamy to Twój własny, autorski cykl pięciu opowieści...

Mi: Wieczorne Opowieści czyli Opowiadania do Latania to cykl, który napisałam z dwójką moich młodszych dzieci. Przygotowując się do spania stworzyliśmy historie o rodzeństwie, które co wieczór lata do fantastycznych krain wymyślonych dla nich przez mamę. Lecą tam, na różnych magicznych pojazdach, a krainy to mieszanka fantazji dziecięcej i mojej. Jedna z opowieści rozgrywa się w grodzie królików stworzonym dekadę temu, dla mojego najstarszego syna. Przez dwa laty opowiadaliśmy przygody z naszego króliczego uniwersum, które nie zostało nigdy zapisane. Dlatego już jako nastolatka, zaprosiliśmy go z maluchami do jednej z naszych podróży. Narysowaliśmy nawet ilustrację, do której cała trójka zbudowała słonia z poduszek, żebym mogła sobie wyobrazić, w jakiej pozycji będą lecieć na słoniu. Opowiadania do latania to nasz domowy projekt pisarsko-plastyczny. Pięknym marzeniem byłoby wydanie tej książki z udziałem profesjonalnego ilustratora. Mam duży sentyment dla różnych elementów tej historii, niekoniecznie idealnych redakcyjnie, za to ważnych dla dzieci, z których wyobraźni pochodzą.


Ma: Ponoć najcenniejszą rzeczą jaką możemy dać dziecku jest czas. Co to tak naprawdę znaczy?

Mi: Ja rozumiem to tak, że człowiek wzrasta najzdrowiej w bezpiecznej relacji, z dostępnym emocjonalnie dorosłym, w kontakcie z rówieśnikami. Nie oznacza to, że rodzic cały czas miałby spędzać z dzieckiem, natomiast ważna jest ta dostępność i uważność na dziecko. Im dziecko jest młodsze, tym więcej tego obecnego dorosłego potrzeba. Myśląc o rytmie dnia dzieci, swoich oraz pacjentów, zwracam uwagę, czy obok zajęć zorganizowanych uwzględniony jest wystarczający czas na zabawę swobodną oraz bliskość z opiekunem. W przypadku rodzeństwa ważne jest, by każde dziecko miało cyklicznie czas z rodzicem tylko dla siebie.


Ma: Moja babcia mawiała, że dziecko brudne to dziecko szczęśliwe. Zgodzisz się z tym?

Mi: Często słyszę to powiedzenie o brudnym dziecku od pacjentów zanurzających ręce w glinie, piasku czy farbach. „Brudność” na pewno nie jest warunkiem wystarczającym, natomiast tak, brudzenie się, jest ważne dla rozwoju dziecka. Mówię tu o doświadczeniach sensorycznych, czuciu swojego ciała, zagadnieniach kontroli, granic, autonomii, uważności.


Ma: Całkiem niedawno rozmawiałam z leśną nauczycielką Anią, która mówiła o ogromnej roli zabawy w rozwoju dziecka. Ty w swojej praktyce psychoterapeutycznej wykorzystujesz zabawę jako formę terapii. Jak to działa?

Mi: Tak jak dorosły przychodzi, siada na fotelu i opowiada o sobie, tak dziecko przychodzi, wybiera zabawki i poprzez nie opowiada o sobie. Ja słucham, patrzę, mieszczę w sobie wszystko co trudne, mentalizuję czyli tworzę w głowie wyobrażenie stanu umysłu dziecka.

Często zamknięta przestrzeń wyznacza dla dziecka bezpieczne granice, jest kontenerem dla przeżyć. Może być nim piaskownica, koc rozłożony pod arkuszem papieru, domek dla lalek, bunkier z poduszek.


Ma: Lub piaskownica...

Mi: Tak. Ten rodzaj pracy włączyłam dwa lata temu zainspirowana przez koleżankę z zespołu interwizyjnego, czyli naszej grupy wpierających się i konsultujących się psychoterapeutek. Do sandplay potrzebna jest oczywiście piaskownica, woda, rozmaite figurki ludzi, zwierząt, obiekty i elementy natury jak kamienie czy muszle. W moim gabinecie terapia w piaskownicy nie jest wiodącą metodą, jest włączana jako jedna z form terapii zabawą i terapii sztuką w proces psychoterapii prowadzonej psychodynamicznie. Dlatego nie jest to w pełni klasyczny model wywodzący się z analizy Jungowskiej. Szukam w myślach dobrego opisu czym jest ta praca i przychodzi mi jako pierwsze zdanie, że piaskownica jest takim pomostem do wewnętrznego świata. Słowa nie są potrzebne, co ważne, bo najczęściej przedmiotem psychoterapii jest to, co dotąd nie zostało nazwane, o czym trudno jest myśleć i mówić. W piaskownicy, tak jak w arteterapii, łatwo pojawiają się metafory, znaczenia i opowieści, które w kolejnych etapach psychoterapii można opracowywać w sposób adekwatny do potrzeb i możliwości pacjenta, werbalnie albo pozostając na poziomie symbolicznym. Bardzo cenny jest cielesny aspekt kontaktu z piaskiem, zaś pojemnik piaskownicy jest przestrzenią kontenerującą trudne doświadczenia, dając jeszcze lepszą możliwość bezpiecznego dostępu do nierzadko głębokich treści.


Ma: Kilka słów o terapii sztuką…

Mi: To terapia za pomocą różnych form twórczości, poprzez malowanie, rzeźbę, opowieść, muzykę i inne. W mojej działalności niektóre formy terapii sztuką włączane są w proces psychoterapii, nie pracuję wyłącznie samą arteterapią, więc nie potrafię o niej myśleć w oderwaniu od tego, co na głębszym poziomie dzieje się w procesie terapeutycznym. Wiele z nastolatków czy dzieci chętnie sięga po farby czy glinę, którą widzą w gabinecie. Często bezpieczniej jest coś zrobić, „wycisnać”, ulepić, umazać, niż znaleźć odpowiednie słowa. Zachodzą tu podobne procesy jak przy terapii w piaskownicy.

Apropos tego wyciskania, użyłam tego słowa, bo jedną z moich ulubionych autorskich metod włączania sztuki w terapię, jest zapewnienie pacjentowi dużej powierzchni papieru, na dużym prześcieradle. Na tą przestrzeń mogą wyciskać bezpośrednio z butli z farbami to, czego potrzebują w takich ilościach jak trzeba. Najczęstsze słowa, jakie przy tym padają to zaskoczone: „to takie satysfakcjonujące!”. Powstają bardzo żywe, prawdziwe i przy tym ciekawe wizualnie obrazy. Metoda ta ma znaczenie jako sam proces, a czasem także jako źródło metafor i opowieści. Bo opowieści to druga moja ulubiona metoda arteterapeutyczna. Opowieści terapeutyczne tworzone wokół konfliktów wewnętrznych pacjenta, w jego wewnętrznym świecie to fascynująca i bardzo użyteczna terapeutycznie metoda. Ale o tym już mówiłam przy temacie baśni.


Ma: Wyzwania i radości w pracy psychoterapeutki…

Mi: Mam ogromną wdzięczność za tą pracę, w której mogę towarzyszyć drugiemu człowiekowi, często na etapie najintensywniejszego rozwoju. Radością są relacje, historie, sukcesy moich pacjentów, wzruszenia. Zachwyca mnie różnorodność ludzi. Każdy przynosi do gabinetu swoją własną opowieść o sobie i świecie. Nierzadko i ja uczę się od moich pacjentów, tych małych i większych. Największe poruszenie jest zwykle na koniec terapii, przy domykaniu i pożegnaniu. To trochę jak wyprawianie swojego dziecka w świat.


Największe wyzwanie to czyszczenie wykładziny z piasku i farb :-) A na poważnie, jest to dbanie o własne zasoby, to uważność, by moja pojemność się nie wyczerpała. Psychoterapeuta mieści w sobie ogrom emocji innych osób, ale potrzebuje zachować też przestrzeń na swoje życie prywatne.

W gabinecie, niezależnie od stanu przed wejściem do niego, wchodzę w „tryb pracowy” i guziczek w mojej głowie włącza mi podążanie, uwagę i głęboką empatię. Wyzwanie pojawia się, gdy brakuje zasobów energii po wyłączeniu guziczka. Dbanie o siebie jest kluczowe w tym zawodzie, podobnie jak doświadczenie własnej terapii, znajomość swoich potrzeb i ograniczeń. Niezwykle ważne jest poddawanie swojej pracy superwizji, w której bardziej doświadczony psychoterapeuta, superwizor, pomaga opracować prowadzone procesy terapeutyczne, na poziomie zarówno ich rozumienia jak i emocji samego terapeuty. Uczestniczę też we wspomnianej grupie superwizji koleżeńskiej, zwanej interwizją.


Ma: Spis obowiązkowych lektur dla rodzica od mamy-psychologa…

Mi: Obowiązkowo to słuchanie własnego głosu i widzenie swojego dziecka. Z lektur, rzeczywiście jest obfitość świetnych książek, z których ja sama wiele jeszcze nie przeczytałam. W gabinecie polecam „Znaczenie miłości. Jak uczucia wpływają na rozwój mózgu” Sue Gerhardt, „Nie strach się bać" Lawrence’a J. Cohena, „Jak wspierać relacje swoich dzieci” Małgorzaty Stańczyk, a w obszarze samoregulacji serię Agnieszki Stążki Gawrysiak “Self’-regulation” szczególnie cz.1, oraz “Self-reg” Stuarta Shankera.


Ma: Twoja rada dla zabieganych pracujących mam. Jak zadbać o siebie?

Mi: Na to pytanie odpowiedziałabym moim pytaniem : Zabiegana mamo, opowiedz mi o sobie. Aby pomóc jej odnaleźć jej własną odpowiedź. Szukając rady uniwersalnej powiem nawiązując do Winnicota - bądź wystarczająco dobrą mamą, nie mamą idealną. Jeśli czujesz, że zbliżasz się do którejś ze swoich granic poproś o pomoc. Nie rób wszystkiego sama. Nie da się też znaleźć idealnego balansu między pracą zawodową i rodzicielstwem. Ten balans jest zmienny i co jakiś czas nieuchronnie go tracimy, by znaleźć go ponownie na nowy sposób.

Czas malutkich dzieci nie będzie trwał zawsze, ich głód mamy będzie się zmieniał. Potrzeby rodziny i jej członków ewoluują. Nie zawsze musimy biec i coś „osiągać”, czasem idziemy do przodu właśnie będąc w miejscu, za to świadomie.

Dla mnie osobiście bardzo wspierające są kobiece spotkania. Cykliczne babskie spotkania i sąsiedzkie i zawodowe dodają mi sporo poczucia osadzenia i dystansu.


Ma: Czy masz jakieś swoje ulubione miejsca?

Mi: Tak. To moje miasto Kraków i Polignano a Mare we Włoszech. W Krakowie to huśtawka na moim balkonie lub kawiarnia ze stolikiem w oknie, gdzie sącząc pyszne cappuccino można obserwować wolno płynącą ulicę Starego Miasta.


Ma: Podobno mieszkałaś kiedyś w Dublinie. Jak wspominasz tamten okres?

Mi: Mieszkałam w Dublinie dość krótko, 4 miesiące. Były to wczesne lata 2000, czas dużej emigracji Polaków na wyspy. Dla mnie była to fajna przygoda mieszkania w innym kontekście kulturowym, końcówka studenckiej beztroski. Także jedyne w moim życiu egzotyczne doświadczenie pracy w korporacji. W Dublinie sprzedawałam też moje rysunki i obrazy, rok wcześniej w trakcie trzytygodniowego wypadu sprzedałam całkiem dużo na ulicy, gdy akurat nie padał deszcz. Malowaniem wspomagałam się też w trakcie tego dłuższego pobytu, chociaż tym razem mogłam zawiesić je także z dala od deszczu, pod dachem domu kultury. Epizod dubliński wspominam z przyjemnością, malutki pokój dzielony z narzeczonym, pośród schnącego prania i schnących obrazów.


Ma: Czyli od malowania do psychoterapi...

Mi: Muszę przyznać, że warsztatu technicznego nigdy nie miałam, natomiast temat człowieka wciągał mnie bez reszty i zawsze dość trafnie potrafiłam ludzi widzieć. Wiele doświadczeń, również malowanie, skierowało mnie na drogę bycia psychoterapeutą, stąd obok magisterki z psychologii kolejne cztery lata studiów podyplomowych czyli całościowy kurs psychoterapii.


Ma: A ulubione sposoby na chwile wolne od pracy...

Mi: ...to czytanie książek, ćwiczenie jogi, rolki, spacery i gdy jest to możliwe, podróże. Czas ze sobą, z bliskimi i z przyjaciółmi.


Ma: Opowiedz nam jeszcze na koniec o Piaskowym Wilku. Dlaczego ta książka zajmuje ważne miejsce w życiu waszej rodziny?

Mi: Była to ulubiona książka mojego najstarszego syna 10 lat temu. Nasza historia z Piaskowym Wilkiem jest o tym, jak ważni są bohaterowie bajek z dzieciństwa. Piaskowy Wilk powrócił ostatnio, gdy na targach książki spotkałam jego autorkę Åsę Lind.

Gdy natknęłam się na nią podczas szybkiego skoku do działu dziecięcego, mój nastoletni syn połykał już zakupione przez siebie zdobycze książkowe, gdzieś w innej części hali. Egzemplarz z autografem autorki dedykowany został tylko jego młodszemu rodzeństwu. Kilka minut później dopchałam się do pierworodnego relacjonując, kogo spotkałam. Był ogromnie zawiedziony, bo to przecież Jego książka! Szwedzkiej autorki już nie było na stoisku wydawnictwa. W ruch poszły, bezskutecznie, telefony do niej, zasięgu brak. Następnie zdecydowaliśmy się na eskapadę przez morze ludzi w miejsce, gdzie według Pań z wydawnictwa mogła teraz przebywać. O ile się nie miniemy. Puentą jest długa i zajmująca rozmowa syna z Asą Lind na temat literatury (zwłaszcza dość mrocznego rosyjskiego autora) a nawet późniejszy, także okołoliteracki kontakt. Wspaniale jest spotkać autorkę swojej ulubionej książki z dzieciństwa, szczególnie tak uważnie słuchającą, ciepłą w kontakcie jak Asa. No a imię najstarszego oczywiście zostało dołączone do dedykacji!

Teraz trzyczęściowe wydanie Piaskowego Wilka czytam młodszym dzieciom na dobranoc.


Ma: Tym przemiłym akcentem z zeszłorocznych targów książki kończymy nasze spotkanie. Bardzo dziękuję Ci za oprowadzenie nas po swoim gabinecie i tajnikach psychoterapii. Poniżej linki, pod którymi można znaleźć Ciebie i Twoje bajki, a ja już biegnę czytać Bettelheima.



A oto co Milena Ryznar Żak poleca w swojej karcie dań. Dla duszy oczywiście:)







Ostatnie posty

Zobacz wszystkie
Jak wulkan

Jak wulkan

Comments


bottom of page