top of page

Bajka o lustrze

Daleko, daleko stąd, w zaciszu swojej komnaty pewna królowa pochylała się właśnie nad śnieżnobiałym płótnem. Jedwabnymi nićmi wyszywała na nim motyle, drzewa i ptaki, a wszystkie były jak żywe.

 

Nagle ostrą igłą ukłuła się w palec, a kropla krwi splamiła płótno. Wówczas dobra królowa wyobraziła sobie dziewczynkę o ustach czerwonych jak krew, jedwabistej, delikatnej skórze i włosach w kolorze hebanu jak rama okalająca jej obraz.

 

Tak się stało, że wkrótce przyszło na świat dziecko, dziewczynka o ślicznych czerwonym ustach, rumianych policzkach, gładkiej buzi i miękkich hebanowych loczkach.

 

Królowa jednak z dnia na dzień stawała się coraz słabsza i bledsza, aż któregoś dnia uleciało z niej życie.

Minął rok i król ożenił się ponownie. Dobry był to władca, lecz uroda wybranki zupełnie go zaślepiła. Nie dostrzegał, że jej serce było dumne i próżne. Że choć uśmiech miała słodki, oczy pozostawały zimne. Kiedy był w pobliżu, nowa królowa siliła się na uprzejmość, kiedy jednak się oddalał, natychmiast zmieniała ton:

- Czego tu chcesz? - mawiała do dziecka — nie masz nic do roboty? Nie zawracaj mi głowy.

Nie lubiła dziewczynki i nie podobało jej się, że księżniczka jest naturalnie piękna, a w dodatku miła, pogodna i dobra.

 

Nowa królowa znalazła się w posiadaniu lustra, które odziedziczyła po swojej poprzedniczce. Było to wyjątkowe lustro, odbijało się w nim wszystko i wszyscy. Lustro wszystko widziało i wszystko wiedziało, nawet o czynach ludzi w najdalszych zakątkach królestwa i potrafiło odpowiedzieć na każde zadane mu pytanie. Ale królowej nie interesowały niezwykłe dary lustra, poza jedną jedyną odpowiedzią. Ukrywała je więc w zaciszu swojej komnaty za długą ciężką kotarą, a każdego wieczoru, rozsuwała kotarę, stawała przed nim i zadawała jedno jedyne pytanie:

Lustro, srebrna taflo wody

wyznaj sekret mi największy,

kto największej jest urody,

kto w królestwie najpiękniejszy?

 

Lustro zawsze wzdychało smutno i niezmiennie odpowiadało:

 

Twe, wśród wszystkich które zliczę

najpiękniejsze jest oblicze.

zła królowa, macocha przegląda się w lustrze

Mijały dni, miesiące i lata. Mała księżniczka rosła, a rosnąc, coraz bardziej cieszyła się życiem. Była życzliwa zarówno ludziom jak i zwierzętom, oczy miała czyste, a uśmiech promienny. I z dnia na dzień stawała się coraz piękniejsza.

Pewnego wieczoru, kiedy królowa stanęła przed lustrem, żeby zadać swoje jedyne pytanie, usłyszała w odpowiedzi:

Tyś piękna królowo jak słońce na niebie,

lecz jest ktoś daleko piękniejszy od ciebie.

 

- Piękniejszy ode mnie?! - wrzasnęła królowa — To niemożliwe!

Jej oczy zaszły mrokiem, a postać spowiła ciemna chmura. Zażądała od lustra odpowiedzi:

- Kim jest ta osoba?! Kto to taki?! - a lustro zadrżało i odrzekło:

 

Ta przewyższa cię urodą,

która jest księżniczką młodą.

 

Od tej chwili zawiść i urażona duma niczym chwasty zaczęły rozrastać się w duszy królowej, aż w końcu nie mogła zaznać spokoju ani w dzień, ani w nocy.

Pewnego dnia ogarnęła ją złość, najgorsza z możliwych, nie paląca jak ogień, lecz zimna jak lód. Wezwała do siebie królewskiego myśliwego:

- Zabierz królewnę do lasu i pozbądź się jej — rozkazała.

Z ciężkim sercem myśliwy zabrał dziewczynkę głęboko i daleko w las. Ciemno tam było i chłodno. Kiedy powóz zatrzymał się przed przewróconym drzewem, myśliwego ogarnęła niemoc i zastygł w bezruchu ze wzrokiem utkwionym w dal. Dziewczynka przeczuwała, że dzieje się coś niedobrego, więc przerwała ciszę:

- Proszę, nie rób mi krzywdy. Jeśli mnie uwolnisz, ocalę nas oboje. Ucieknę głęboko w las i już nigdy, przenigdy nie wrócę do zamku.

I tak też zrobiła.

 

Długo wędrowała po starym, zapomnianym lesie, szukając drogi wśród drzew i strumieni. Kiedy zaczęło się zciemniać, liście na drzewach poczerniały, a na niebo wysypały się malutkie migoczące światełka gwiazd. Wówczas dziewczynka dostrzegła coś w oddali. Co to było? Maleńka chatka ukryta między drzewami.

PUK PUK PUK

 

Nikt nie otworzył. Powolutku uchyliła drzwi i weszła do środka. Stał tam długi stół nakryty wyszywanym obrusem, na nim siedem talerzyków, siedem nożyków, łyżeczek, kielichów i świec na świecznikach, a wokół siedem drewnianych krzesełek. Głodna i spragniona dziewczynka ułamała po malusienkim kawałku chleba z każdego talerzyka i napiła się po malusieńkim łyczku wina z każdego kielicha, myśląc sobie, że w ten sposób nikt nawet nic nie zauważy. Po siódmym kęsie chleba i siódmym łyku wina głód i pragnienie zniknęły, a dziewczynkę ogarnęło ogromne zmęczenie. Wówczas zauważyła, że wzdłuż ściany ustawionych jest siedem drewnianych łóżeczek, każde przykryte pierzynką w pięknie haftowane motyle, drzewa i ptaki. Zagasiła więc wszystkie siedem świec, położyła się w jednym z łóżeczek i natychmiast zapadła w głęboki sen.

chatka w lesie, piękna księżniczka śpi w łożku, siedmiu krasnoludków przygląda się jej, jeden z nich trzyma w górze lampion

Kiedy zbliżała się północ, w pobliżu leśnej chatki pojawiło się siedem migoczących w mroku lamp. To siedmiu brodatych skrzatów wracało do domu z ukrytej głęboko pod ziemią kopalni. Każdego dnia pracowali tam w pocie czoła wydobywając cenne kruszce, na przykład srebro potrzebne do zwierciadeł i luster.

Kiedy tej nocy wrócili do ciemnego domu, od razu wiedzieli, że coś się zmieniło. Z uniesionymi w górę lampami zaczęli rozglądać się dookoła.

- Spójrzcie, ktoś pił z mojego kielicha.

- Ktoś ugryzł mój chleb - zaczęli szeptać między sobą,

- Ktoś jadł moim widelczykiem.

- Ktoś kroił moim nożykiem.

- Ktoś siedział na moim krześle.

- Ktoś zgasił moją świeczkę.

- Ktoś śpi w moim łóżeczku - odezwał się wreszcie siódmy skrzat i wówczas cała siódemka zwróciła się w kierunku pierwszego łóżeczka.

- Co to? Kto to? - rozległy się szepty i wszystkie skrzaty na paluszkach ostrożnie podeszły bliżej żeby się lepiej przyjrzeć.

Rano dziewczynka przeciągnęła się rozkosznie, ziewnęła, otwarła oczy z wielkim uśmiechem na twarzy i nagle zamarła bez ruchu, bo oto jej łóżko otaczało siedmiu brodatych skrzatów, a każdy przypatrywał się jej z ciekawością. Skrzaty zapytały jak znalazła się w tak głębokim lesie.

- Moja macocha, która jest królową mnie nie lubi i chciała się mnie pozbyć - odpowiedziała dziewczynka - na szczęście dobry myśliwy zlitował sie nade mną i pozwolił mi uciec do lasu, pod warunkiem, że nigdy, przenigdy nie wrócę do domu. Długo błąkałam się po ciemnku zanim znalazłam drogę do waszej chatki.

Skrzatom żal się zrobiło dziewczynki:

- Zostań z nami - powiedziały zgodnie - potrzebujemy kogoś kto by zaopiekował się chatką podczas naszej nieobecności.

Dziewczynka chętnie się zgodziła:

- Nie martwcie się, wszystkim się zajmę. Nie straszne mi porządki, potrafię też gotować, a moja mama nauczyła mnie pięknie wyszywać.

- W takim razie możesz u nas zostać jak długo zechcesz i niczego ci nie braknie - odpowiedziały skrzaty.

- Jesteś teraz pod naszą opieką.

- Trzeba ci wiedzieć, że twoja macocha jest złą kobietą i nie wykluczone, że będzie próbowała cię odszukać.

- Nie martw się jednak. Pamiętaj tylko, żeby nikomu pod naszą nieobecność nie otwierać drzwi. Wówczas nic ci nie grozi.

Odtąd, skrzaty codziennie wyruszały do pracy w górskiej kopalni, a dziewczyna opiekowała się ich chatką i wyszywała. Tak płynął spokojnie dzień za dniem i miesiąc za miesiącem.

 

Aż pewnego wieczoru zła królowa stanęła ponownie przed lustrem i zadała to samo co zwykle pytanie:

 

Lustro, srebrna taflo wody

wyznaj prawdę mi największą,

która wielkiej jest urody

która z wszystkich najpiękniejszą?

 

Na co lustro westchnęło:

Jesteś piękna królowo jak słońce na niebie,

lecz jest ktoś daleko piękniejszy od ciebie.

Ta przewyższa cię urodą,

która jest księżniczką młodą.

Mieszka w chatce za górami

i siedmioma potokami

w skromnej izbie, miast komnaty

opiekują się nią skrzaty.

 

Królową ogarnęła taka wściekłość, że aż poczerwieniała, a zaraz potem zzieleniała. Nie zamierzała się z tym pogodzić i uciekła się do czarów złych i mrocznych. Za ich pomocą pod postacią starej, kulawej żebraczki, przedarła się przez siedem gór i siedem potoków, żeby stanąć przed drzwiami leśnej chatki.

PUK PUK PUK

 

Niczego nie podejrzewając, dziewczynka bez namysłu otworzyła drzwi.

- Sznurówki, piękne sznurówki do gorsetów sprzedaję.

- Och, jakie śliczne - zachwyciła się dziewczyna i natychmiast wyjęła jeden grosik żeby zapłacić staruszce za parę czerwonych sznuróweczek.

- Podejdź tu moja droga, pomogę ci je zasznurować. Bardzo trudno to zrobić samemu.

Dziewczyna pozwoliła staruszce wypleść swoje stare sznurówki z kamizelki i wpleść nowe. Zaraz potem starucha z całej siły zaciągneła sznurówki, a potem ciaśniej i ciaśniej i jeszcze ciaśniej.

- Ojej, nie mogę już oddychać.

Na co starucha odpowiedziała:

- I tak ma być. Trzeba je mocno zasznurować, żeby się dobrze trzymały - i zacisnęła sznurówki tak ciasno, że dziewczynka przewróciła się na ziemię bez tchu.

 

Tamtej nocy, skrzaty odnalazły ją leżącą na progu chatki. Natychmiast zauważyły nowe sznurówki w jej gorsecie i przecięły je ostrym nożykiem, a kiedy to zrobiły, dziewczynka odetchnęła głęboko i rumieńce zaczęły powoli wracać na jej policzki.

- Czy nie mówiliśmy ci, że musisz bardzo uważać? - upomniały ją skrzaty - Tą starą handlarką była twoja macocha. Pamiętaj, nie wolno ci otwierać drzwi przed obcymi.

W międzyczasie królowa wróciła do swojej komnaty, stanęła przed lustrem i zapytała triumfalnie:

 

Lustro wierny mój kompanie

upragnione wymów zdanie,

powiesz prawdę mi największą,

żem w królestwie najpiękniejszą?

 

A lustro odpowiedziało:

 

Choć wielka królowo jest twoja uroda

piękniejsza od ciebie królewna jest młoda.

We wnętrzu bezpieczna jest wciąż leśniczówki,

przecięte zostały za ciasne sznurówki.

 

Na te słowa rozwścieczona królowa zaczęła tupać nogami ze wszystkich sił. Tym razem przygotowała trującą kąpiel i zanurzyła w niej pięknie zdobiony grzebyk do włosów, po czym ponownie przebrała się za starą handlarkę i przeniosła za siedem gór.

PUK PUK PUK

 

Tym razem trochę bardziej ostrożna, dziewczynka uchyliła nieznacznie okno i przez niedużą szczelinę odezwała się do staruszki:

- Odejdź proszę, nie mogę otworzyć ci drzwi.

- To chociaż wyjrzyj przez okno i zobacz co mam. Tyle chyba możesz zrobić.

Dziewczyna dała się namówić i rzeczywiście wyjrzała przez okno, a wówczas starucha wyjęła zza pazuchy pięknie zdobiony grzebień.

- Och - węstchnęła królewna z zachwytem. Wyobraziła sobie jak pięknie wyglądałby w jej hebanowych włosach. Misterne rzeźbienia i zdobienia oczarowały ją tak bardzo, że zupełnie się zapomniała i ... otworzyła drzwi.

- Podejdź dziecinko, pozwól, że ci uczeszę włosy.

 

SZU SZU SZU

 

Każde dotknięcie zatrutego grzebienia powodowało coraz większą i większą senność. Wreszcie handlarka zaplotła lśniące kosmyki i upięła je grzebieniem, a wtedy dziewczynka padła na ziemię jak nieżywa.

Kiedy skrzaty wróciły do domu i znalazły ją leżącą na ziemi przed chatką, natychmast zaczęły szukać przyczyny. Szybko odnalazły grzebień i wypięły go z włosów dziewczynki, a wtedy ta wróciła do życia.

- Co my mamy z tobą począć?- upomniały ją skrzaty - Wciąż ci powtarzamy, żebyś nie otwierała drzwi, kiedy nas tu nie ma. Musisz wiedzieć, ze ogień zazdrości, która trawi człowieka, płonie z ogromną siłą.

Dziewczyna słuchała napomnień ze spuszczoną głową i obiecała solennie, że na przyszłośc będzie jeszcze bardziej ostrożna.

 

Tymczasem królowa po raz kolejny stanęła przed zaczarowanym lustrem:

 

Lustro, wierny mój kompanie

upragnione wymów zdanie,

powiedz prawdę mi największą,

żem w królestwie najpiękniejszą.

Lustro zadrżało i odpowiedziało:

 

Chociaż jest wielka twoja uroda

stokroć piękniejsza królewna młoda.

ci, którzy strzegą księżniczki losu

grzebień wyjęli zatruty z włosów.

 

Tego było już za wiele. Opętana złością królowa sięgnęła tym razem po czary najczarniejsze i najpotężniejsze. Po czym wzięła do ręki jabłko, którego jedna połowa była lekko rumiana, a druga krwiście czerwona. Rumianą część pozostawiła nienaruszoną, zaś czerwoną zatruła dogłębnie i bezlitośnie.

Tym razem założyła na głowę wieniec z polnych ziół udając starą znachorkę i zatrutym jabłkiem w koszyku ruszyła za siedem gór do leśnej chatki.

chatka w lesie, pod oknem zła macocha przebrana za handlarkę z koszem pełnym jabłek, w oknie piękna księżniczka, macocha podaje jej połowę jabłka

PUK PUK PUK

 

- Odejdź, proszę - odezwała się dziewczynka przez drzwi - niczego nie potrzebuję.

- Naprawdę niczego? Podejdź tylko do okna drogie dziecko, a pokażę ci coś naprawdę niezwykłego.

Powodowana ciekawością dziewczyna ostrożnie, na paluszkach zbliżyła się do okna.

Wówczas staruszka uniosła w jej kierunku prześliczne jabłuszko, soczyście czerwone z jednej i lekko rumiane z drugiej strony.

- Och - westchnęła dziewczyna - jakie piękne jabłko, rumiane z błyszczącą skórką. Musi być cudownie słodkie i soczyste - wyobrażała sobie i opanowała ją nieprzeparta chęć spróbowania tego cudownego jabłuszka.

Otworzyła okno, tylko odrobinkę, żeby poczuć jego cudowny aromat.

 

A starucha nęciła:

- Podejdź, podejdź bliżej dziecinko. Wystarczy, że się zgodzisz otworzyć drzwi, a jabłuszko będzie twoje.

- Nie - opierała się dziewczyna - nie mogę tego zrobić.

- Dlaczego? Boisz się? Nie myślisz chyba, że jest zatrute. Spójrz tylko.

Starucha przekroiła jabłko nożykiem na pół i odgryzła kawałek z bledszej, nietkniętej trucizną połowy.

- Ale pyszne - oblizała się, a soki spłynęły jej po policzku.

Widząc, że staruszce nic się stało, dziewczyna sięgnęła po czerwoną połówkę. Wbiła zęby w cudowny, aromatyczny miąższ, jednak zanim zdążyła poczuć smak jabłka, padła na ziemię bez życia.

 

HAHAHA

 

- To już koniec pięknej królewny. Znowu ja i tylko ja jestem najpiękniejsza! - wykrzyknęła królowa triumfalnie i pod osłoną z czarnej peleryny oddaliła się spowrotem w kierunku zamku.

 

Kiedy znalazła się w swojej komnacie, stanęła przed zaczarowanym lustrem i ochrypłym głosem zaskrzeczała:

 

Lustro powiedz, tylko prędko

co usłyszeć sobie życzę

kto w szerokiej tej krainie

najpięknięjsze ma oblicze.

 

Lustro najpierw zamilkło, a w jego srebrnym obliczu zawirowały łzy. Wreszcie zaszumiało i zaszemrało cichutko:

 

Piękna byłaś królowo za młodu

teraz twe serce bryłą jest lodu.

W lesie, we wnętrzu drewnianej chatki,

królewna dzieli los swojej matki,

leży bez życia, w bieli, wśród kwiatów

siedmiu brodatych łzy roni skrzatów.

Po czym zgasło i pogrążyło się w mroku.

szklana trumienka, leży w niej piękna księżniczka, czuwa przy niej płaczący skrzat, na drzewie siedzi sowa i kruk, przy trumience stoją dwa zające i jelonek

Kiedy nadszedł czas by ją pochować, królewna wciąż wyglądała jakby tylko spała, jej policzki wciąż były rumiane, a włosy lśniące. Skrzaty, nie mogąc znieść myśli, że miałaby ją przykryć czarna ziemia, zbudowały dla niej kryształową trumienkę i ustawiły wysoko na wzgórzu. Na trumience wygrawerowały złotymi literami napis : "Tu leży córka królewska." Odtąd czuwały przy niej dzień i noc, na zmianę trzymając wartę tak, aby ani przez chwilę nie zostawała sama. Na wzgórze przychodziły też leśne zwierzęta, przyfruwały ptaki i motyle aby przyłączyć się do tego czuwania.

Pewnej nocy, przejeżdżał tamtędy książe w rycerskiej zbroi. Zabłąkał się w ciemnym lesie i błąkałby się dalej gdyby nie zauważył czegoś lśniącego na wzgórzu w blasku księżyca. Wspiął się na szczyt i zastał tam małego brodatego skrzata, który na widok wojownika zerwał się na równe nogi:

- Nie zawaham się użyć miecza jeśli zbliżysz się do niej choćby o krok!

Wówczas książe spostrzegł, że we wnętrzu szklanej trumny leży piękna dziewczyna i ogarnęło go głębokie wzruszenie. Zaalarmowane hałasami, na wzgórze przybyły pozostałe skrzaty, ale książe nie widział już nic poza nią.

- Pozwólcie mi ją zabrać ze sobą! - odezwał się wreszcie - Nie poznałem w życiu wiele poza wojną, jednak gdy ujrzałem tę dziewczynę, poczułem jakby moje własne serce do mnie przemówiło: "Zgubiłeś się, ale jeszcze nie wszystko stracone. Odszukaj mnie. Wciąż tu jestem."

- Skrzaty słuchały i rozumiały. Ogarnęło ich współczucie i zgodziły się by zabrał ich królewnę do swojego obozowiska nieopodal.

 

Książe przywołał swoich ludzi i podnieśli kryształową trumienkę. W drodze, jeden z nich podknął się o wystający z ziemi korzeń i trumienka się przewróciła. Szkło roztrzaskało się i posypało we wszystkich kierunkach, a królewna upadła na ziemię. Upadek spowodował, że kawałek zatrutego jabłka wypadł z jej ust, a ona natychmiast otworzyła oczy i powróciła do życia.

 

Książę poprosił o rękę królewny i wkrótce zaczęły się przygotowania do zaślubin.

 

Tymaczasem macocha, jak co wieczór stanęła przed lustrem i zarządała od niego tej samej co zwykle odpowiedzi.

Tym razem jednak lustro zaszemrało radośnie i odrzekło:

 

Wielka twa niegdyś była uroda

teraz piękniejsza jest panna młoda.

- Co takiego?! - wrzasnęła kobieta - To niemożliwe! To nie może być prawda!

I chociaż zazwyczaj nie uczestniczyła w weselach, powodowana ciekawością wdziała piękną suknię i rozkazała zawieźć się na ucztę weselną.

Na miejscu przekonała się, że istotnie panną młodą była królewna, której tak usilnie próbowała się pozbyć. Co więcej piękno królewny wydawało się nie do stłumienia, a ona sama radosna i pełna wdzięku.

Wówczas stara zgorzkniała królowa po raz pierwszy w życiu doznała uczucia, które dotąd było jej obce. Ogarnął ją strach. Poczuła sie pokonana.

Zpragnęła awładnęło nią pragnienie zniszczenia wszystkiego wokół tak silne, że postanowiła skierować je przeciwko samemu zwierciadłu:

- To lustro - pomyślała - to ono mnie zdradziło, położę mu kres!

Niczym burza pognała spowrotem do zamku i swojej komnaty. Schwyciła z kominka pogrzebacz i uniosła go wysoko nad głowę, żeby uderzyć w lustro... ale coś ją nagle powstrzymało.

Były to skrzaty z żelaznymi rozgrzanymi do czerwoności pantofelkami. Teraz pochwyciły złą macochę i założyły je pantofelki, a te pasowały jak ulał. A macocha zaczęła tańczyć w nich jak szalona. Tańczyła tak i tańczyła, aż wreszcie padła na ziemię bez tchu.

bottom of page